Jesteś tutaj

Bogumił Kierzkowski

Bogumił Kierzkowski

Śp. Bogumił Kierzkowski urodzony Gnieźnie dn. 03 IV 1944 r. w Gnieźnie, wykształcenie średnie ekonomiczne. Żonaty od 1970 r. Z żoną Mirosławą ma córkę Agatę. Całe swoje życie zawodowe związał z Zakładem „Spomasz” (dziś „Trepko”), skąd odchodzi przed osiągnięciem wieku emerytalnego jako rencista. Pracował tam na różnych stanowiskach w działach socjalnym i administracyjnym.

Angażuje się mocno w uprawianie turystyki pieszej, przede wszystkim górskiej. Uzyskuje uprawnienia Przodownika TP nr 6364. W KG „Ornak” jest od X 1976 r. Pełnił tam funkcje: członka Zarządu w l. 79 – 81, w l. 87 – 89, wiceprezesa w l. 83 –87 oraz członka Rady Klubu w l. 89 – 93. Odznaczony Srebrną Odznaką Honorową PTTK. Zdobywa m.in. Ararat 5165 m (89 r.), M. Blanc 4807 m (81), Tubkal 4167 m (92), Pico de Aneto 3404 m (92). Uczestniczy w klubowych wyjazdach do Francji (1981), Turcji (89), Austrii i Jugosławii (90) i Afryki Płn. (92).

Załatwia dla Klubu sprzęt turystyczny i doprowadza do „wyprodukowania” kilku par raków. Dzięki niemu „bezdomny” do dziś Klub przez wiele lat może odbywać swoje zebrania i inne uroczystości w świetlicy „Spomaszu”. To dzięki Niemu już w latach 1970. I tych i trudnych dla nas wszystkich 80 - tych mogliśmy korzystać z zakładowego autokaru i nyski. To nimi wyjeżdżaliśmy na „Rajdy Przyjaźni” w Tatry i do Przesieki na rozpoczęcie sezonu górskiego. Podejmował się załatwienia wielu spraw trudnych z pełną energią i zaangażowaniem. Dlatego też pozostanie dla nas jako bezgraniczny miłośnik gór świata oraz wspaniały kolega, dusza towarzystwa.

Umiera 30 VIII 1998 roku i spoczywa na cmentarzu śś. Piotra i Pawła w Gnieźnie.
 

Boguś Kierzkowski - wspomnienie Jurka Majewskiego

Jest takie powiedzenie: „uczmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą”. Odejście na wieczną wędrówkę Janka Frankowskiego a wcześniej Henia Michalaka skłoniło mnie do zastanowienia się co nam po sobie pozostawili. Z przerażeniem przy okazji zauważyłem, że po naszym koledze Bogusiu Kierzkowskim nic nie pozostało! Tak nie może być, aby tak zasłużona dla Klubu postać nie miała jakiekolwiek o nim wzmianki.

Boguch, bo tak go nazywaliśmy (niektórzy mieli prawo używać ksywki Bituch) był człowiekiem nietuzinkowym. Dzisiaj można by powiedzieć: „niezwykle zakręconym”. Jego pasja do gór emanowała w każdym z nim spotkaniu. Był doskonałym organizatorem wielu naszych wypraw odbywanych w czasach trudnych, gdy o wszystko trzeba było się „wystarać”. Potrafił to robić. Z pod ziemi wydobywał dla nas plecaki ze stelażem, małe plecaki czy specjalne buty górskie. Jego zdobywanie gór nigdy nie było przypadkowe. Organizował wyprawy górskie zawsze w duchu zdobywania punktów GOT. Zarażał nas swoją pasją i gromadził wokół siebie coraz więcej entuzjastów turystyki górskiej. Śmiało można powiedzieć, że był współtwórcą rozwoju Klubu Ornak.

To właśnie Boguch wykorzystując swoją witalność i partnerskie postrzeganie innych ludzi nawiązywał nieformalne związki z innymi klubami górskimi i stworzył podwaliny do dzisiejszych form współpracy.

Coroczne wyprawy do Przesieki były dla nas wyjazdami obowiązkowymi, w każdym razie tak to odczuwałem. Późniejsza ustawiczna penetracja Tatr była możliwa dzięki jego uporowi i konsekwencji w działaniu. Zawsze na obozach wędrownych po Tatrach mieliśmy zarezerwowane noclegi, co wówczas nie było takie oczywiste. To dzięki Boguchowi poznałem wszystkie szczyty tatrzańskie a gdy nam ich zabrakło – ruszyliśmy na Słowację. Boguś był lokomotywą na tamtych trasach i nie pozostawiał wyboru. Podczas jednego z pobytów (namiotowych) zaliczyliśmy dzień po dniu: Krywań, Furkot, Rysy, Gerlach i Łomnicę.

Więcej o Boguchu mogli by powiedzieć Heniu i Jachu. Być może, że teraz tam wspominają dobre czasy. Można się wsłuchać w charakterystyczny śmiech Bogucha i typowe dla Henia sentencje. Jachu zapewne próbuje im wtórować, nieśmiało rozpoznając nowe tereny …

Pamięć o Bogusiu nie powinna zanikać. Wręcz przeciwnie sceny z naszych wypraw górskich mam głęboko w sercu, ale trudno je tak po prostu przelać na papier. Chyba mogę powiedzieć, że Boguś był naszym górskim przyjacielem, w którego obecności zawsze było wesoło. 

Miał jedno marzenie. Powiedział kiedyś, żeby na miejscu, z którego pójdzie na wieczną wędrówkę leżał kamień z naszych Tatr, umiłowanych jego polskich gór. Marzenia nie zawsze się spełniają…