Jesteś tutaj

IV Jesienna Zaduma - Beskid Niski

2016
Listopad
09
środa
Data:
środa, Listopad 9, 2016 - 00:00 do niedziela, Listopad 13, 2016 - 00:00
Miejsce:
Magura Małastowska
Organizatorzy:

Za nami IV Jesienna Zaduma czyli listopadowa wędrówka z plecakiem. Tym razem wyruszyliśmy w Beskid Niski, w świat Łemków. Dzielnych piechurów, którzy dźwigali na grzbiecie ciężkie plecaki znalazło się 15. Po raz pierwszy, na obozie którym kierowałem przeważały kobiety, mężczyźni byli w mniejszości.

Po nocnej jeździe, spotkanie z Beskidem Niskim rozpoczęliśmy od odwiedzenia małego drewnianego kościoła w Sękowej. Jest to jeden z kilku kościołów w Beskidach, który został wpisany na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO. Po kontemplacji w urokliwej świątyni przebraliśmy się i wyruszyliśmy na podbój gór, czyli zaczęliśmy to co lubimy najbardziej. W pierwszym dniu maszerowaliśmy około 5 godzin i m.in. zdobyliśmy Magurę Wątkowska 846 m n.p.m. Pogoda był zachęcająca do wędrówki, świeciło słońce, nie wiało, powyżej 700 metrów leżał śnieg. Jedyną rzeczą, która nam przeszkadzała było błoto i zbyt ciężkie plecaki. Na szlaku nie byliśmy sami, spotkaliśmy grupę studentów z Poznania. Mijaliśmy się z nimi kilkakrotnie przez cały pobyt w górach. Niektórzy z nas rozpoznali wśród studentów znajome twarze. Co za spotkanie! Nocleg w schronisku w Bartnem to tak jakby cofnąć się 30 lat do tyłu. Spałem tutaj w roku 1987, dużo nie pamiętam ale mam wrażenie, że nic się nie zmieniło. Najważniejsze jednak, że pozostał klimat, magia miejsca i nadal gdzieś unosi się duch Wojtka Bellona, który należał do stałych bywalców w tej bacówce. W świetlicy palący się kominek, Grześ grający na gitarze przywołał dawne wspomnienia. Oczywiście nie mogło zabraknąć piosenek Wolnej Grupy Bukowina, w tym ulubionego Beskidu. Jednym słowem było klimatycznie.

W drugim dniu maszerowaliśmy na nocleg do wioski Nowica. Szliśmy 6 godzin. Po drodze minęliśmy opuszczoną łemkowską osadę Banica oraz Przełęcz Małastowską. Na przełęczy znajduje się austriacki cmentarz z I wojny światowej na, którym spoczywa 173 żołnierzy różnej narodowości i różnej religii ((takie były C.K. Austro –Węgry) . Nekropolia odpowiednio wkomponowana w otoczenie, drewniane krzyże (jedna macewa), ładna kaplica, stanowi niewątpliwie atrakcję turystyczną (jeżeli uznamy, że cmentarz to atrakcja), miejsce odwiedzane przez turystów. W okolicy jest bardzo dużo cmentarzy, ale ten na przełęczy uznawany jest za najpiękniejszy. W sąsiedztwie cmentarza spotkaliśmy się także z myśliwymi, którzy byli na tyle uprzejmi, że gdy zobaczyli nas spragnionych zgodnie z przykazaniem podzieli się tym co mieli. W tym wypadku oznaczało to smaczną zupę.

Doszło do zbratania się myśliwych z turystami. Powiem, że my nie pozostaliśmy dłużni. Następnie udaliśmy się do drugiego kultowego schroniska PTTK w Beskidzie Niskim czyli do Magury Małastowskiej. Schronisko małe, w przebudowie, z turystami i przedziwną widną w świetlicy – jadalni, która służyła do transportu zakupionych dań, napojów oraz pieniędzy. Zabawnie wyglądało to, jak klient nachylał się przy windzie i gdzieś w dół podniesionym głosem dokonywał zamówienia nie widząc sprzedającego. W schronisku odpoczęliśmy, najedliśmy się i śpiewaliśmy m.in. Alleluja w hołdzie Leonardowi Cohenowi. Dowiedzieliśmy się o jego śmierci. Ostatnie kilka kilometrów podążaliśmy w dużej mgle (chyba jednak to był niski poziom chmur) i niestety w błocie. Po godzinie 15.00 dotarliśmy do Nowicy i do naszej kwatery. Agroturystyka państwa Aliny i Leszka mieści się w zabytkowej chyży łemkowskiej (dom numer 21) i można powiedzieć wybraliśmy, wstrzelimy się w dziesiątkę. Atmosfera, gościnność oraz pokoje włącznie z izbą z zabytkowym piecem to wszystko było na pięć. Wioska Nowica, którą zamieszkuje około 150 osób to swoisty ewenement, mieszkają tu Łemkowie jak również ludność napływowa. „Uciekinierzy” z Warszawy i innych ośrodków miejskich. Współżyją i działają. Osada słynie z corocznych spotkań teatralnych – IINNOWICA. Prezentował się tu m.in. Teatr Ósmego Dnia, zespół muzyczny Osjan i wielu innych znanych artystów. W jednym z domów łemkowskich działa otwarty dom – Dom Bolka, w którym każdy może zamieszkać. Mieszka tutaj także Szymon Modrzejewski, człowiek niezwykły, który od 30 lat zajmuje się renowacją nagrobków na opuszczonych cmentarzach w Bieszczadach, Beskidzie Niskim ale także na Ukrainie a ostatnio na cmentarzu polskim Kukia w Gruzji. Tak pisano o nim w tygodniku Wprost kilka lat temu.

 „Przez ponad 23 lata pracował skromnie w odległym zakątku Europy, który ucierpiał okrutnie podczas zbrojnych konfliktów XX w. Dał przykład, jak nasze dziedzictwo może mieć wpływ na zrozumienie różnic światopoglądowych i etnicznych” – tak go prezentowano w Amsterdamie podczas wręczenia prestiżowej nagrody Europa Nostra. Polak otrzymał Grand Prix 2011 w kategorii ochrona dziedzictwa kulturowego. A w Polsce wiwatowano w drewnianej łemkowskiej chyży krytej gontem, zagubionej w Beskidzie Niskim. Stoi koło cerkwi w Nowicy, obok cmentarza, oklejona zdjęciami ratowanych zabytków. Na środku boisko z klepiskiem, po prawej izba z piecem. Nie ma gazu, telewizora, łazienki. Jest sprzęt do prac cmentarnych, drewno na opał, prąd, telefon, internet, który zanika, gdy we wsi zwali się słup. I jest on. Zanurzony w swojej kamieniorytmii czy nekrorytmii, z całą swoją pracopasją – wciąż tworzy nowe słowa na określenie tego, co w nim gra”.

Szymona mieliśmy okazję poznać. Przyszedł do nas wieczorem i opowiedział o swojej pracy a zarazem pasji. Podczas prelekcji odkrył historię Łemków, Beskidu Niskiego i zapomnianych cmentarzy. Chciało się słuchać, Szymon to nie tylko kamieniarz, miłośnik historii ale także wielki erudyta.

W Nowicy jest wiele pamiątek po Łemkach. Zobaczyliśmy stare chałupy, cerkiew grekokatolicką oraz pomnik najsłynniejszego poety ukraińskiego Bohdana Antonycza, który urodził się w Nowicy. W ostatnim dniu górskim, nazwanym królewskim udaliśmy się na podbój najwyższej góry w Beskidzie Niskim. Mimo niesprzyjającej pogody udało nam się zdobyć Lackową 997 m n.p.m. i dołączyć kolejny diament do Korony Gór Polski. Wędrówka z Wysowej przez Lackową i Ostry Wierch zajęła nam kilka godzin. W ostatnim dniu pogoda się znacznie zmieniła. Zaczął padać śnieg. Padał przez całą noc. Rano naszym oczom ukazał się teren pokryty białym puchem. Mieliśmy duże problemy z opuszczeniem wioski. Musieliśmy odśnieżać a następnie wypychać nasz mikrobus. Dobrze, że jechał pług i odśnieżył drogę, w innym wypadku nie dalibyśmy rady. W takiej zimowej scenerii opuściliśmy Beskid Niski. Cały pobyt w górach można uznać za bardzo udany. Beskid Niski trochę zapominany, gdzieś na uboczu naprawdę jest wart odwiedzenia. Może i my tam wrócimy jeszcze.

Sławomir Skudzawski