Jesteś tutaj

Luboń Wielki - Kraina Łagodności

2012
Marzec
16
piątek
Data:
piątek, Marzec 16, 2012 - 00:00 do niedziela, Marzec 18, 2012 - 00:00
Miejsce:
Luboń Wielki

Żegnany słowami piosenki Cz. Wilczyńskiego: „…obładuj się plecakiem, ruszaj w świat znajomy…”, po raz pierwszy wyruszyliśmy na wyprawę z cyklu „Kraina Łagodności” pomysłu „Autona”. 

Cel – schronisko na Luboniu Wielkim, gdzie rozkoszować mieliśmy się pięknem Beskidów, pogodą, piosenką turystyczną i …leniuchowaniem. 
Nocny dojazd przez Wrocław – obwodnicą, a potem autostradą okazał się trafionym pomysłem. Potem już tylko 2 godz. z Rabki – Zarytego - Szlakiem Papieskim pod górę, najpierw po pływających łąkach, potem już w śniegu ( 560 m. przewyższenia) i kultowe schronisko na Luboniu Wielkim stanęło przed naszymi oczami.

Rozlokowaliśmy się w jedynej dziewięcioosobowej sali z kasetonowym sufitem i olbrzymim piecem kaflowym w rogu oraz dużymi oknami na cztery świata strony.

Wieczór zgodnie z zapowiedzią został poświęcony na delektowanie się piwkiem, nalewkami i hitami piosenki turystycznej. (kierownik wyprawy „wtargał” na szczyt laptopa i kolumny). 

Ryzykowną decyzję podjął Sławek następnego dnia. Zaplanował na dopołudnie dalsze l.b. Początkowo nie przywykła do takiego stanu rzeczy ekipa nie wiedziała co z sobą począć. Wszystkim brakowało ruchu i znanych komunikatów typu „…czas do wyjścia 15 minut..”Jednak okazało się, że cudowne słońce, urzekające widoki na Beskidy, pobliską Mszanę Dolną oraz soki imbirowy i malinowy z dodatkami załagodziły sytuację. Po południu odbyliśmy krótki rozruch na Surówki (Krzysie) – punkt widokowy z którego podziwialiśmy panoramę Tatr. 
Nie wymieniony w relacji z poprzedniej wyprawy Paweł próbował zjazdów, tym razem nie „na fokę”, a na foliówce. Wieczorem podziwialiśmy pięknie oświetloną zabudowę miejscowości w dolinach wzdłuż Raby i poświatę Myślenic. Cały czas w tle słychać było piosenkę turystyczną. 
Czas na ocenę schroniska w skali 1 do 6: usytuowanie i wygląd „6”; wyżywienie ”2+”; pseudo łazienka z butlą 5l zimnej wody i tej samej pojemności czajnikiem gorącej wody – „3+”, „przybytek westchnień” , do którego zawiłą ścieżkę trzeba było pokonywać albo w rakach, albo w rakietach – „4”, wreszcie bardzo starając się dwuosobowy personel – „5”. 

Wszystko to przyćmiła jednak niespodzianka zamówiona przez Sławka, czyli pogoda. Ostatniego dnia rankiem wyjście na 15 minut przed czasem, ostatnie zdjęcia w pełnym ekwipunku, zejście po miejscami bardzo śliskim szlaku i przejazd do Kasiny Wlk., by w rodzinnej miejscowości trzymać kciuki za Justynę startującą tego dnia po raz ostatni w pucharze świata. 
Po półgodzinie przypuściliśmy atak z Węglówki na „górę astronomów” - Lubomir (904)- najwyższy szczyt w Beskidzie Makowskim, brakujący niektórym do Korony Gór Polski.

Tam chcieliśmy zwiedzić obserwatorium astronomiczne im. T. Banachiewicza, ale było od dnia poprzedniego zamknięte. Pozostał już tylko marszobieg do samochodów, karpik w Miliczu i plany o przyszłorocznej „Krainie Łagodności” na Szczelińcu.
Za pomysł i realizację dziękuję Sławkowi. 
Pozostałej sprawdzonej i zgranej ekipie dzięki za przemiłą i sympatyczną atmosferę.

opis: Zbyszek